Moja ostatnią namiętnością jest ebay. Ostatnio, jak dało się zauważyć poszłam w dział jedwabny.. i przepadłam.
Z ostatniej paczki z Japonii obok kimonowych przydasi wyjęłam zgrabną rolkę. To ona-12 metrów jedwabiu rinzu.
Wiadomo, jedwab artykuł luksusowy i niezwykły, reklamować nie trzeba, ale okazuje się, że ma tak wiele swoich odmian i rodzajów, że mówiąc o jakiejś tkaninie po prostu jedwab, to za mało.
Ten który najbardziej robi na mnie wrażenie to własnie rinzu, zwany równiez jedwabnym adamaszkiem, gdzie wzór jest formowany podczas tkania, może być dodatkowo malowany (yuzen), farbowany (katazome, shibori) itp. Ta belka rinzu, która przywędrowała do mnie z Osaki jest malowana w technice yuzen, wszystkie kontury są jeszcze machnięte złotym kolorem.
Wszystkie materiały na kimona są tkane właśnie w takich wąskich 37-centymetrowych zazwyczaj belkach po 10-12 metrów. Przeżyłam niezłą zabawę z pocięciem jej na odpowiednio długie panele, tak by układ wzorów odpowiadał klasycznemu rozmieszczeniu elementów dekoracyjnych na tzw. tsukesage, czyli kimonie wizytowym, na którym wzór jest usytuowany na dole, na plecach z prawej strony i prawym rękawie oraz lewej piersi, przy czym to jest nie kontynowany przez szwy paneli.
Zadrżałam z nożycami w reku, ale raz kozie smierć, teraz pewnie będę drżeć, kiedy w końcu uda mi się zasiąść igłą w ręku do szycia pod okiem specjalistki. Ale o tym nastepnym razem...